wtorek, 18 marca 2014

Odpowiedzi na pytania + kilka słów ode mnie.

Heeeeeeeeeeeeeeeeeej :D
Tak jak obiecałam, zaprezentuję Wam kilka odpowiedzi, których udzieliła Hannah na niektóre zadane jej pytania. Ja dowiedziałam się z nich kilku fajnych informacji i od razu pomyślałam o tym, że Was też zainteresują :) więc do dzieła, a potem zajmę się już tym, co chcę Wam powiedzieć od siebie :P

Pytanie: Czeeeść :) chciałam ci tylko powiedzieć, że jak spotkałam Harry'ego to powiedziałam mu, żeby przeczytał 'Dark' :) Odpowiedział wtedy, że dużo o nim słyszał i nawet kawałek przeczytał!!!
Odpowiedź: Cześć, o mój dobry Boże...

***

P: NIE, ONI MUSZĄ DO SIEBIE WRÓCIĆ! Wiesz już jak długa będzie druga część? I tak bardzo ci dziękuję za to, że dla nas piszesz :) (Mogłabyś nazwać drugą cześć "Light", wiem, że to trochę słaby pomysł, ale gdyby na końcu okazało się, że wszystko znowu jest między nimi dobrze to byłoby idealnie)
O: Nie jestem jeszcze pewna. Dziękuję, że czytasz! Awww, to urocze xx

***

P: Gdzie będziesz zamieszczać rozdziały sequela?
O: Tutaj i na stronie 1dfanfic. 
[Jak tylko Hannah zacznie publikować rozdziały to oczywiście dam Wam link do oryginału i do strony]

***

P: omfg! Potrzebuję drugiej części Darka natychmiast!!
O: Piszę!

***

P: Pamiętam, jak ktoś cię pytał, czy Harry w Dark ma jakieś tatuaże, a ty odpowiedziałaś wtedy "jeszcze nie". Czy to znaczy, że zrobi sobie jakiś tatuaż w drugiej części?
O: Może...

*** 

P: Możesz nam trochę zaspojlerować co będzie w sequelu?? Akcja będzie działa się w przyszłości, czy może tylko jakiś miesiąc później?
O: Akcja będzie odgrywała się kawałek w przyszłość :)

***

P: Był jakiś konkretny powód tego, że wybrałaś imię "Bo"? Jakieś symboliczne znaczenie? Może są z nim związane jakieś wspomnienia?
O: Uznałam, że to urocze imię i zapadające w pamięć :)

***

P: Zaczęłaś już pisać drugą część Dark? Chciałam też zapytać, czy ma jakąś nazwę, czy będzie się po prostu nazywać Dark 2. Kocham CIĘĘĘ
O: W rzeczy samej! Wydaje mi się, że druga część zasługuje na osobny tytuł :) Też cię kocham x

***

P: Te ostatnie rozdziały były niesamowicie dobre i przy każdym płakałam, ale proszę, mogłabyś wyjaśnić mi ostatni rozdział? Na przykład na końcu Bo mówi, że musiała walczyć sama. Wydaje mi się, że nie do końca zrozumiałam co tam się wydarzyło. [...]
O: Dziękuję, że czytasz! W zasadzie przez tych kilka ostatnich miesięcy Bo czuła, że ktoś się nią opiekuje, że cały czas nad nią czuwa i jej pilnuje. Ta noc, kiedy go znowu wreszcie zobaczyła (przed barem), była także nocą, kiedy widziała Harry'ego po raz ostatni.

***

P: CZEŚĆ, MAM PYTANIE. Co miałaś na myśli pisząc "Musiałam walczyć sama"? Harry odszedł, czy co?? Dzięki xx
O: Harry odszedł. Rozpłynął się, uciekł, zniknął w Ciemności. 

***

P: Te części z rozdziału 59. o "uczuciu obserwowania"... Jest możliwość, że są to cytaty z jakiejś pracy, którą Bo pisała jako aplikację do szkoły/na studia? Czy może za bardzo to analizuję? Naprawdę kochałam Dark, to była tak dobrze napisana historia, ale w sumie wcale nie czuję się tak, jakby się już skończyła, no przecież będzie część druga! [...]
O: Jesteś bardzo bystra!! Dziękuję :) Mam nadzieję, że spodoba ci się sequel! x

_____________________________________________________________

Zadawaliście mi wczoraj od groma pytań, dlatego prosiłam, zebyscie poczekali do dzisiaj i przeczytali te odpowiedzi tutaj, bo ja naprawdę nic więcej nie wiem, więc pytanie mnie o to, kiedy pojawi się pierwszy rozdział drugiej części naprawdę jest bezcelowe. Czekam tak samo jak Wy :)

Przechodząc do części oficjalnej!
Na początku garść statystyk odnośnie Waszych dokonań na tym naszym blogu :D

  • Na tę chwilę (18.03.2014, godzina: 17:00 XD) bloga z tłumaczeniem Dark odwiedziliście 4020394 razy!
  • Post cieszący się największą popularnością to "Najpierw Przeczytaj" - 26171 wyświetleń. (Co mnie strasznie cieszy, bo widocznie się posłuchaliście i najpierw poszliście czytać tam lolz xD)
  • Na blogu znajduje się 75 postów, do których dodaliście 7494 komentarzy (jak na tę chwilę).
  • Bloga obserwuje 881 osób! 

Te liczby są dla mnie piorunujące i nadal ciężko mi uwierzyć w to, że moim tłumaczeniem udało mi się przyciągnąć tu tyle osób, co znaczy, że chyba nie jest tak źle z moimi umiejętnościami przekładu z angielskiego na nasz język ojczysty xD (Dobra, przecież wiem, że główną zasługę odgrywa tu fabuła i niemal nadnaturalne zdolności pisarskie autorki, ale pomyślałam, że  trochę pokozaczę, że to niby dzięki mnie xD)


Mówiłam Wam już, ale jeszcze powtórzę... DOSTAŁAM ZGODĘ NA TŁUMACZENIE DRUGIEJ CZĘŚCI DARK, DLA KTÓREJ POWSTANIE CAŁKIEM NOWY BLOG - CYTUJĄC ZA AUTORKĄ, UWAŻAM, ŻE SEQUEL ZASŁUGUJĘ NA ODRĘBNĄ STRONĘ, poza tym, nie umiałabym pogodzić dwóch fanfików o różnych tytułach na jednej stronie, to chyba zrozumiałe.
NIE MUSICIE SIĘ W OGÓLE PRZEJMOWAĆ. GDY TYLKO POJAWI SIĘ PIERWSZY ROZDZIAŁ DRUGIEJ CZĘŚCI I BĘDĘ ZNAŁA JEJ TYTUŁ TO OD RAZU ZAŁOŻĘ BLOG I ZAJMĘ SIĘ SPRAWAMI ORGANIZACYJNYMI O POWIADOMIENIU WAS O JEGO ADRESIE ITD. NA BANK ZNAJDZIECIE GO TUTAJ W SPECJALNYM POŚCIE, PLUS POJAWI SIĘ PO PRAWEJ STRONIE U GÓRY, GDZIE MACIE LINKI DO MOICH POZOSTAŁYCH TŁUMACZEŃ, PLUS PODAM NA TWITTERZE, PLUS NAPISZĘ O TYM RÓWNIEŻ NA BLOGU GDZIE TŁUMACZĘ CHILLS, CZYLI OGÓLE WSZĘDZIE WAM GO WEPCHNĘ, AŻ W KOŃCU WIECZOREM ZAJRZYCIE DO LODÓWKI A TAM WYSKAKUJE LINK DO DRUGIEJ CZĘŚCI DARK I BĘDZIECIE SRALI "NIE BAMBI, WEŹ DAJŻE JUŻ SPOKÓJ, JUŻ WIEMY, GDZIE BĘDZIE TŁUMACZENIE DRUGIEJ CZĘŚCI DARK". 

Wczoraj byłam tak rozemocjonowana tym, że skończyłam tłumaczyć Dark, że az się rozchorowałam z tego wszystkiego XD i siedze teraz pod kołdrą cała zasmarkana z glutem pod nosem i się ruszyć nie mogę, bo mnie wszystko boli i jeszcze mi tak cholernie oczy łzawią od kataru, że ja pierdyle... :/ 

TERAZ OFICJALNIE CHCIAŁAM WAM BARDZO BARDZO BARDZO BARDZO BARDZO BARDZO 
BAAAAAARDZO 
PODZIĘKOWAĆ ZA WSZYSTKO! ZA TO, ŻE ŻEŚCIE TU ZE MNĄ CAŁY CZAS BYLI, ZA TO, ŻE WYKAZYWALIŚCIE SIĘ OGROMNĄ CIERPLIWOŚCIĄ, BO JAK WIEMY ROZDZIAŁY POJAWIAŁY SIĘ DOŚĆ RZADKO. ZA TO, ŻE MIMO WSZYSTKO WCHODZILIŚCIE TUTAJ I NAWET JEŚLI SIĘ WKURZALIŚCIE I WYRAŻAJĄC BUNT MÓWILIŚCIE, ŻE NIE BĘDZIECIE JUŻ CZYTAĆ, BO AUTORKA SOBIE Z WAMI DYNDA TO I TAK WIEM, ŻE NADAL SPRAWDZALIŚCIE CZY POJAWIŁA SIĘ AKTUALIZACJA I STRASZNIE WAM ZA TO DZIĘKUJĘ! :D
DZIĘKUJĘ KAŻDEJ JEDNEJ OSOBIE. TYM, KTÓRZY WCHODZILI TUTAJ OD MOMENTU, KIEDY TYLKO PODAŁAM PIERWSZY LINK NA TWITTERZE, (pamiętam Was i to tylko dzięki Wam postanowiłam kontynuować tłumaczenie. Pamiętam, że powiedziałam raz, że nawet jeśli mój blog miałyby czytać tylko te cztery osoby to i tak nie przestanę dla nich tłumaczyć <zaraz się rozryczę>, pamiętam to jak wczoraj. Także Wam dziękuję wyjątkowo!) ALE DZIĘKUJĘ TEŻ WSZYSTKIM TYM, KTÓRZY DOŁĄCZALI DO NAS "PO DRODZE" I NADAL POJAWIAJĄ SIĘ NOWI CZYTELNICY :)
DZIĘKUJĘ ZA KAŻDY KOMENTARZ! ZA WSZYSTKIE PRZECUDNE SŁOWA, BO NAWET NIE ZDAJECIE SOBIE SPRAWY Z TEGO JAK WIELKI UŚMIECH WYWOŁYWAŁY ONE NA MOJEJ FACJACIE. DZIĘKUJĘ ZA CHWILE WZRUSZENIA, ZA MOŻLIWOŚĆ WSPÓLNEGO PRZEŻYWANIA WSZYSTKICH EMOCJI ZWIĄZANYCH Z HISTORIĄ BO I HARRY'EGO. bo ja na serio kurewsko uwielbiam ten fanfic ;____;
DZIĘKUJĘ ŻE BYLIŚCIE I ŻE JESTEŚCIE, NO I MAM OGROMNĄ NADZIEJĘ, ŻE BĘDZIECIE I WSPÓLNIE BĘDZIEMY MOGLI PRZEJŚĆ JESZCZE PRZEZ DRUGĄ CZĘŚĆ TEJ PASJONUJĄCEJ HISTORII, KTÓRA POŁĄCZYŁA DWÓJKĘ LUDZI POZORNIE TAK OD SIEBIE RÓŻNYCH, ALE TE RÓŻNICE WŁAŚNIE POZWOLIŁY IM STWORZYĆ NIEZAPOMNIANY DUET, KTÓRY ZAWSZE JUŻ BĘDZIE ZAJMOWAŁ SZCZEGÓLNE MIEJSCE W MOIM SERCU I PODEJRZEWAM, ŻE NIE TYLKO W MOIM :)

DZIĘKUJĘ!
KOCHAM WAS NAPRAWDĘ BARDZO BARDZO MOCNO!




PS. Czytałam, że dla wielu z Was 'Dark' był pierwszym fanfikiem, który w ogóle zaczęliście czytać. 
Przyznam się Wam do tego, że mnie też rozdziewiczył Dark lolz xD 



poniedziałek, 17 marca 2014

"THE END."

KONIEC.

Deszcz nie pokrzyżował naszych planów na wieczór. Lucy wzięła ze sobą parasolkę, pod którą gnieździłyśmy się we trzy. Zoe wybrała szybki sprint do drzwi, przy okazji je dla nas przytrzymując. Cmoknęłam ją w policzek w podzięce, za to poświęcenie swojej fryzury dla dobra grupy.
- Okej, okej... Właźcie - skarciła nas zaczepnie.
W Black Dog było mnóstwo ludzi. Był to jedyny bar w okolicy, gdzie można było znaleźć porządne stoły do gry w bilarda, a ci, chętni do gry w rzutki, mieli specjalnie wydzielone dla siebie obszary. Lubiłam jego atmosferę, pasował mi bardziej niż jakiś zagrzybiały pub. Nikt nawet nie myślał o tym, żeby tam tańczyć. Stara szafa grająca zamontowana na jednej ze ścian, odtwarzała własnie jeden z nowych utworów Arctic Monkeys.
Charlotte wykłóciła się dla nas o stolik w rogu baru, po czym zacięcie pomachała w naszą stronę, pospieszając, by nikt nie ubiegł nas w zajmowaniu przy nim miejsc.
- Ej, ej, ej! - zawołała Zoe, udzielając reprymendy facetowi, który już zabierał się do podebrania jej miejscówki. - To moje, skarbeńku.
 Zaśmiałam się, kiedy mężczyzna, jak na prawdziwego dżentelmena przystało, wysunął krzesło spod stolika i gestem ręki wskazał, by usiadła. Podziękowała mu, a na jej policzki wypłynął rumieniec, dopasowujący się odcieniem do jej włosów.
- Pójdę nam po jakieś drinki - podniosłam głos, by mogły usłyszeć mnie ponad głośno rozmawiającymi ludźmi.
- Chcesz, żebym poszła z tobą? - zaoferowała Lucy, poprawiając wsuwkę do włosów, która podtrzymywała jej grzywkę.
- Nie, dzięki. Trzymaj mi miejsce!
Dziewczyny wystawiły swoje kciuki, dając mi do zrozumienia, że nie mam się o co martwić, a ja odwróciłam się na pięcie, by rozpocząć swoją przeprawę prze tłum zbitych ciał. Niektórzy ludzie nie kwapili się, by pomóc mi dostać się do baru, więc grzecznie poklepywałam ich po ramieniu dając znać, że chcę przejść.
Kiedy wreszcie dotarłam do swojego miejsca docelowego, przyparłam całym ciałem do drewnianej lady i czekałam na kogoś  z obsługi. Biedna barmanka miała ręce pełne roboty. Razem z samą właścicielką lokalu obijały się o siebie co jakiś czas, próbując dotrzeć do nowych klientów. W tamtej chwili byłam pewnie na szarym końcu listy priorytetowej.
- Chyba przydałyby ci się jakieś obcasy.
Zerknęłam w prawą stronę, by dostrzec szeroki uśmiech i parę brązowych oczu.
- Proszę? - zapytałam.
Jego czoło zroszone było potem, a ciemne włosy przyklejały się do wilgotnej skóry.
- Żeby cię zauważyły. - Wskazał gestem ręki na wysokość lady barowej.
Ludzie otrzymujący swoje zamówienia od razu odchodzili, a na ich miejsce przybywali nowi, bardziej spragnieni klienci. To było niekończące się koło, aż do momentu, w którym zabrzmieć miał dzwonek, oznajmiający przyjmowanie ostatnich zamówień.
- Och, nic nie szkodzi, mogę poczekać - uśmiechnęłam się.
Z powrotem przeniosłam zwrok na obsługę za barem, pochylając się nad nim, by przykuć czyjąś uwagę.
- Musisz być bardziej dobitna - powiedział, po czym podniósł palce do ust i zagwizdał głośno.
Dźwięk był ledwo słyszalny w gwarze, ale wystarczająco wyraźny by zbić mnie z tropu z uwagi na bliską odległość gwiżdżącego. Wzdrygnęłam się, śmiejąc razem z chłopakiem, kiedy mężczyzna za barem spojrzał w naszym kierunku.
- Podziałało! - przyklasnęłam mu.
- Za każdym razem działa.
Odpowiedź okraszona była puszczeniem oczka w moją stronę. Poczułam jak jego ciało przyciska się do mojego, kiedy więcej ludzi naparło na nas z każdej strony, próbując zaskarbić sobie uwagę barmana. Chłopak złożył swoje zamówienie, po czym spojrzał na mnie.
- Zamówię ci drinka.
- Dziękuję, nie trzeba. Jestem ze znajomymi.
Skinęłam głową w kierunku stolika, który chwilę temu opuściłam. Miałam nadzieję, że Lucy dotrzyma swojej obietnicy i zaopiekuje się moim miejscem.
- Och, no daj spokój - zachęcił rozbawionym tonem.
- Nie, serio.
Potrząsnęłam głową, odmawiając. Zapłacił za swoje piwo, ale ja byłam zbyt wolna, żeby złożyć zamówienie na kolejkę drinków, zanim barman przesunął się dalej, z powrotem spychając mnie na sam koniec listy ludzi do obsłużenia. Westchnęłam głośno, kładąc swoją torebkę na ladzie, między dwoma podstawkami pod napoje.
- Więc - zaczął brązowooki. - Spotykasz się z kimś pokroju jakiegoś greckiego boga?
Zaśmiałam się, marszcząc czoło i żartobliwie wyrażając swoją konsternację.
- No wiesz, wysokiego, napakowanego gościa, który mogłyby złamać mnie w pół przy pomocy swojego małego palca.
Pociągnął łyk piwa ze swojego masywnego kufla, cały czas przyglądając mi się znad szkła.
- A skąd wiesz, że nie spotykam się z grecką boginią? - Pochyliłam się w jego stronę, by dosłyszał moją ripostę.
- To dopiero byłoby ostre. Pozwoliłabyś mi popatrzeć?
Fuknęłam hamując śmiech, co wziął jako przyzwolenie. Delikatnie chwycił mnie za łokcie, uprzednio odstawiając na ladę swoje piwo, po czym pochylił się lekko do mojego ucha. Jego palce miękko wtopiły się w odkrytą skórę moich rąk. Nie byłam przyzwyczajona do takich gestów otrzymywanych od płci przeciwnej. Jedyny chłopak, od którego chciałabym tego typu intymności, nie był już dłużej częścią mojego życia, pomijając kilka przypadków, w których moje serce zaczynało bić szybciej, bo mogłabym przysiąc, że wyczuwałam go przy sobie. Ukrytego, czuwającego.
- Jak masz na imię?
Gorąco jego oddechu nagle sprawiło, że poczułam ciarki pod skórą i szybko zniechęciłam się do udzielenia mu jakichkolwiek odpowiedzi.
- Bo - odparłam nerwowo.
- Ja jestem Darren.
- Chyba wrócę do swoich znajomych.
Odwróciłam się na pięcie, by uciec, zanim miałabym okazję dostrzec konsternację w jego wyrazie twarzy. Do momentu, gdy nie chodziło mu o nic więcej, szło nam jak po maśle.
- Hej.
Lepka dłoń chwyciła za mój nadgarstek, hamując moje ruchy i zmuszając mnie, żebym ponownie stanęła z nim twarzą w twarz. Puścił moją rękę, kiedy wyczuł moje zdenerwowanie, ale nadal nie miał zamiaru skończyć swojego przesłuchania.
- O co chodzi? Przecież nawet jeszcze nic nie zamówiłaś?
- Chyba mi się na razie nie uda. Trochę tu tłoczno, wrócę później - rzuciłam pospiesznie, by jak najszybciej zniknąć pośród tłumu.
- Mówiłem, że ci postawię.
Darren stracił swoją miejscówkę przy barze, nadal naciskając na rozmowę. Wymówka, żeby zbliżyć się z uwagi na hałas w pubie, robiła się coraz mniej wiarygodna.
- A ja odmówiłam - oświadczyłam pewnym głosem.
Dotyk jego palców na moim ramieniu, nie był czymś pożądanym. Otworzył usta, żeby nadal wykłócać się o swój punkt widzenia, ale nie dane było mu dokończyć.
- Ej, stary. Ktoś na zewnątrz chciałby zamienić z tobą słówko.
Oboje z Darrenem, spojrzeliśmy na faceta otrzepującego swój płacz ze świeżego deszczu. Jasnym było, że dopiero co wszedł do środka uciekając przed brytyjską mżawką. Podziękowałabym mu za to cudowne wyczucie czasu, gdyby nie to, że Darren nadal niepewnie stał przy moim boku.
- Kto to taki?
- Nie wiem. - Mężczyzna wzruszył ramionami. - Po prostu czeka przed barem.
Wykorzystałam dane mi błogosławieństwo i ulotniłam się do stolika moich koleżanek. Darren jeszcze dwukrotnie zawołał mnie po imieniu, po czym już z bezpiecznej pozycji obserwowałam, jak razem z moim wybawcą kierują się w stronę drzwi.

***

W końcu dotarłam do stolika bez szwanku, zajmując swoje miejsce i wyjaśniając dziewczynom aktualny status zamawiania drinków. Nie robiły mi z tego powodu zbytnich problemów, cieszyły się, że możemy po prostu pogadać, albo spróbować swoich sił w grze w bilard. Ciekawskim wzrokiem zerkałam w stronę drzwi wejściowych, wypatrując powrotu Darrena. 
Minuty później drzwi stanęły otworem, gdy ktoś zrobił niezły pokaz wkraczając do pubu. Zbladłam, gdy rozpoznałam potykającą się sylwetkę, mijającą grupki stojących ludzi. Zerwałam się na równe nogi i ruszyłam w jego stronę, słysząc za sobą wołania moich koleżanek. Jego włosy były lekko zmierzwione, lewe oko już zdążyło napuchnąć, a krew ciurkiem sączyła się z jego nosa. Był w kiepskim stanie.
- Mówiłaś, że z nikim się nie spotykasz! - wrzasnął Darren.
- Bo nie spotykam.
Zignorował moje osłupienie, biorąc to za zwykłą grę. Dłonią wytarł krew spod nosa, zanim ta miała szansę wypełnić jego usta.
- To kto to, kurwa, był?
Przecisnęłam się obok niego, gorączkowo biegnąc w stronę drzwi wyjściowych. Moje prawe ramię naparło na ciężkie drewno, by umożliwić mi wydostanie się na przemoczoną londyńską ulicę. Nie zajęło mi dużo czasu, zanim go zauważyłam, anioła, który zawsze przy mnie był. Przejechał kciukiem po knykciach swojej prawej dłoni, testując elastyczność palców, po czym zacisnął je w pięść.
Stałam zaraz przed barem, ale zadaszenie nie dawało mi schronienia. Obserwowałam Harry'ego stojącego po drugiej stronie ulicy, zanim jego gromiący wzrok podpalił moje ciało żywym ogniem. Było ciemno i lał leszcz, czułam wzrost gęsiej skórki spowodowanej zimnem, ale nie mogłam zmusić się do tego, żeby coś mnie to obchodziło. Był tutaj.
Kaptur od bluzy naciągnięty został na dzikie loki, zaczesane do tyłu przy pomocy bandany. Ochrona nad moją osobą, nie została przez niego ani razu zachwiana. Po miesiącach nieuchwytnych znaków i najwyraźniej, uzasadnionych spekulacji, był tutaj. Moje serce szalało, osłaniane żebrami, a mała i może niezbyt ważna część mnie pragnęła posiąść ciemność, w której zniknął.
Niedługo po tamtej nocy przestałam odczuwać jego obecność. Nie istniał już po to, by się mną opiekować.
Musiałam walczyć sama. 



___________________________________________________
KOCHANI BYŁ TO OSTATNI ROZDZIAŁ TEGO CUDOWNEGO FANFIKA. 


Teraz jeszcze tylko na gorąco jedno wielkie, OGROMNE DZIĘKUJĘ, bo serio mam łzy w oczach i nie chcę tu bełkotów wypisywać, bo zasługujecie na poważną przemowę xD

MAM DLA WAS BONUS W POSTACI KILKU ODPOWIEDZI NA PYTANIA, KTÓRE UDZIELIŁA HANNAH, (znajdziecie tam odpowiedzi dotyczące sequela i tego ostatniego rozdziału, także strasznie polecam się nimi zainteresować :D)ALE JE PRZETŁUMACZĘ JUŻ WAM JUTRO I JUTRO TEŻ POZWOLĘ SOBIE NAPISAĆ WAM TE WSZYSTKIE PODZIĘKOWANIA I W OGÓLE BO SAMA JESTEM ROZEMOCJONOWANA TYM, ŻE "DARK" WŁAŚNIE SIĘ SKOŃCZYŁ :(((


PS.  Mam już pozwolenie na tłumaczenie drugiej części, soł YEAHAHHAHAHAHAHA! :D 



poniedziałek, 10 marca 2014

Rozdział 59.

Czy kiedykolwiek czułaś się obserwowana? Obserwowana, odczuwając raczej znajome bezpieczeństwo, niźli złowieszczy zew prześladowania? Czy kiedykolwiek czułaś się pilnowana?

________________________________________________________
(Harry)


Zatrzymałem się na miejscu parkingowym, zaciągając ręczny i wyłączając silnik. Kiedy tylko uporałem się z odpięciem pasa bezpieczeństwa, moje dłonie znowu zaczęły szwankować. Przynajmniej, gdy prowadziłem miały jakieś zajęcie, mocno zaciskając się na kierownicy. Wydawało się, jakby same dla siebie znajdowały coś do roboty, kiedy ja nie miałem już nic, ani nikogo do trzymania. Drżały, obrywały skórki przy paznokciach, szczypały moją skórę, żeby uzmysłowić mi fakt, że naprawdę tam byłem. Znowu.
Moja dolna warga prawie krwawiła od ciągłego przygryzania, podczas gdy ja wierciłem się na fotelu kierowcy. Przetarłem oczy zaciśniętymi pięściami, próbując zwalczyć zmęczenie nieprzespanych nocy. Lekko podwinąłem rękaw mojego płaszcza, dwa razy sprawdzając godzinę na zegarku przy moim nadgarstku. Cztery minuty.
Nie mogłem znieść swojego widoku, gdy przypadkowo zerknąłem w lusterko wsteczne. Moje oczy podkrążone były ciemnymi oblamówkami, usta spierzchnięte i suche. Nie przypominałem siebie. Wiedziałem, że zawdzięczam to tylko i wyłącznie sobie. Zmierzałem w jednym kierunku, a tym kierunkiem było dno i nie zanosiło się na jakąkolwiek poprawę. 
Była 17:14, właśnie wtedy urwałem się wcześniej z pracy, tylko po to, żeby się upewnić. Tomowi w końcu udało się mnie złapać. Powiedział, że jest zaniepokojony tym, że po blisko miesięcznym życiu w pojedynkę, nadal nie zrobiłem żadnego postępu. Lawinowo traciłem klientów, co poskutkowało zmniejszeniem ilości dni pracy z pełnego tygodnia, do zaledwie trzech dni. Nie miałem serca przyznać mu się do tego, że skończyłem już próbować.
Trzy minuty.
Naciągnąłem beanie głębiej na czoło, zerkając jeszcze raz w lusterko wsteczne, po czym wysiadłem z samochodu. Miałem skostniałe dłonie, palce odrętwiały mi z zimna, a paznokcie obgryzłem prawie do krwi. Szamotanie się z kluczykami od auta stało się jeszcze większym wyzwaniem, kiedy zdałem sobie sprawę z rosnącego niepokoju w który coraz bardziej się zagłębiałem. Dwie minuty. Klatka piersiowa ciążyła mi jak kamień i miała trudności z nadążeniem za biciem mojego serca. Miałem wrażenie, jakby wszystkie moje obawy i cały strach nagle zwaliły mi się na głowę, zmuszając mnie bym zamknął oczy i oparł czoło o lodowato zimny metal karoserii samochodu.
- Ja pierdole - wydyszałem w panice.
Nie teraz, błagałem w myślach, zachłystując się powietrzem, które utknęło w dole mojego gardła. Kurwa. Udało mi się ustać bez podpierania się o auto. Wzdrygnąłem się, próbując zwalczyć uczucie kompletnego braku pewności siebie i zagubienia, po to, by przejść krótki kawałek drogi do mojego stałego miejsca. 
Stanąłem tam gdzie zawsze, ponownie sprawdzając godzinę. 17:32. Oparłem się plecami o murowaną ścianę jednego z tych staromodnych przystanków autobusowych. Wiedziałem, że pewnie długo już tam nie postoi, z uwagi na to, że rada miasta wyburzała je po to, by zastąpić nowoczesnymi, przeszklonymi wiatami. Byłem wdzięczny za tę ceglaną osłonę, gdyby ściany były przezroczyste z łatwością by mnie zobaczyła. 
Jak na zawołanie, wyszła ze sklepu po drugiej stronie parkingu samochodowego. Nawet stamtąd gdzie stałem zauważyłem róż jej policzków i lekko zaczerwieniony nos. Obserwowałem jak wciska końce szalika za poły kurtki, zasuwając ją chwilę potem. Bo dreptała w miejscu, próbując zapewnić sobie odrobinę ciepła, kiedy czekała na zewnątrz. Mój oddech wydostawał się kłębami pary spomiędzy popękanych ust, gdy patrzyłem na nią z bezpiecznej odległości. Zastanawiałem się czy jej palce są tak zimne, jak moje, ukryte głęboko w kieszeniach płaszcza.
Tylko jej widok sprawiał, że czułem się spokojny. Spokój, to coś czego nie mogłem zapewnić sobie sam. W jakimś stopniu była powodem tego w co się zamieniłem, ale najwyraźniej była również rozwiązaniem. Ulgą ciężaru w mojej piersi, który zdawał się miażdżyć moje wnętrze dniami, gdy nie mogłem jej obserwować.
Dan wyszedł na zewnątrz, a wszelkie małe oznaki szczęścia, które czułem momentalnie przygasły. Rozmawiali, gdy zamykał drzwi na klucz. Czułem jakby ktoś zaciskał pięść na moim żołądku, widząc z jaką swobodą konwersują. Nie dotykali się, ale oczywistym było, że chciał opleść ją ramieniem, ku nieświadomości Bo.
Gdyby czekała na mnie, zaśmiałbym się z jej czerwonych policzków i lekko trącił jej nos swoim. Potem przycisnąłbym ją do siebie i okrył moim rozpiętym płaszczem. Moje dłonie pocierałyby jej plecy, żeby chociaż w małym stopniu zrekompensować jej brak ciepła spowodowany zaciekłą pogodą. Gdybym był na jego miejscu, to bym ją pocałował. 
Ale nie byłem.
To Danowi posyłała swój rozbawiony uśmiech, a gest ten był dla mnie równoznaczny z ostrzem setek noży wbijających się w moje serce. Czułem przeszywającą pustkę z powodu braku jej obecności. Już nigdy by tak na mnie nie spojrzała, ale ja byłem strasznie samolubny, życząc sobie czegoś odwrotnego. Nie zrobiłem nic, by ulżyć swojemu cierpieniu, kiedy szli do jego samochodu. Czułem jedynie wzbierający niesmak, kiedy otworzył dla niej drzwi, a ona wspięła się do środka.
- Pierdolony dupek - bąknąłem, odwracając się na pięcie, by zniknąć za rogiem. 

***

To dziwne uczucie, coś zarezerwowanego jedynie dla baśni o aniołach stróżach. 

***

- Skurwysyn.. 
Znowu tam był. Tak samo jak przez dwa ostatnie popołudnia, rujnując tych kilka minut widzenia jej po pracy, które tak ceniłem. Przycisnąłem do piersi materiał zwinięty w kłębek, budując w sobie odwagę, której resztki znalazłem w motywacji.
Tak naprawdę nic nie było zaplanowane. Nie miałem innego celu, jak jedynie dostarczyć przedmiot, który trzymałem. Przekroczyłem cichą ulicę, idąc przy krawędzi parkingu, po czym przeskoczyłem niski murek, podpierając się jedną ręką. Krzyknął coś do wnętrza sklepu, żartobliwie kogoś pospieszając, aż wreszcie jego wzrok spoczął na mnie.
Prawdopodobnie, chodziło o to w jaki sposób szedłem w jego kierunku, albo to jak bardzo zaciśnięta była moja szczęka. Byłem prawie pewien, że spodziewał się dostać po ryju, tak przynajmniej wywnioskowałem po tym, jak ostrożnie zrobił kilka kroków w tył. Uderzyłbym go, prosty prawy sierpowy wystarczyłby, żeby odpadł, ale nie byłem tam po to, żeby powodować szkody.
Kiedy realność mojej obecności ulokowała się w jego umyśle, strach ustąpił. Gardziłem tym, jak na mnie patrzył, coś łączącego zmieszanie i subtelne zwycięstwo. Między nami była mała różnica wzrostu, ale za to poczucie utrzymania dominacji nad sytuacją znacznie większe. W ogóle mi to nie przeszkadzało, bo wiedziałem jakim zarozumiałym palantem był Dan.
- Daj jej to - poinstruowałem pewnym głosem.
Moja pięść zatrzymała się przy jego torsie, a razem z nią materiał, który zmiąłem w kłębek.
- Co?
Spodziewał się konfrontacji i wyglądało na to, że był lekko rozczarowany jej brakiem. Miałem pewność, że uwielbiał opowiadać swoim kumplom o tym, jak dostawał wpierdol, co tylko potwierdzało fakt jak wielkim niedojdą był. 
- Po prostu jej to daj.
Dan doskonale wiedział, kim jest osoba, o której mówię. Miał zamiar utrudnić mi sprawę, ale nawet mimo tego, wolałem mierzyć się z nim, niż stanąć twarzą w twarz z nią.
- Ona nic od ciebie nie chce. Już nie.
- Jesteś teraz jej przedstawicielem, czy co?
Nie odezwał się.
- Jesteś za bardzo pewnym siebie fiutem, zdajesz sobie z tego sprawę? - rzuciłem.
Dan zachichotał pod nosem na mój komentarz, ale nawet nie próbował zaprzeczać. Nie musiał.
- Cóż, właśnie ten pewny siebie fiut... - zaakcentował przez zaciśnięte zęby - ...spędza teraz czas z twoją byłą dziewczyną. 
- Wiesz, co, jebać to wszystko - warknąłem.
- Wiem, że ją zostawiłeś. Wiem, że chce ruszyć na przód.
- Z tobą? - zadrwiłem.
- Wie, że jej nie skrzywdzę.
- No tak, cóż.. Ja nie mam zamiaru kierować się tymi samymi zasadami wobec ciebie.
Ruszyłem do przodu, łapiąc pewnie za kołnierz kurtki Dana i unieruchomiłem go w miejscu, żeby wymierzyć cios. Nie martwiłem się już tym, że to może zdenerwować Bo. Na to było już za późno. I tak pewnie mnie nienawidziła. Pierwsze uderzenie prosto w twarz Dana nie wyrządziłoby większej różnicy. Jego niebieskie oczy wyglądały na sumiennie zszokowane, ale wkrótce przekonałem się, że nie działo się tak za sprawą mojej zbliżającej się pięści.
- Harry?
Głos był niewiarygodnie cichy. Moja zaciśnięta dłoń zamarła nad twarzą Dana, tylko po to, by chwilę później opaść bezwiednie przy moim boku. Krew zaczęła krążyć mi tak szybko, że jej puls słyszałem w uszach. Zaschło mi gardle, a oddech stał się nierównomierny. Obserwowałem ją z ukrycia tak wiele razy, upewniając swój marny umysł o jej bezpieczeństwie. Nie byłem jednak gotowy na spotkanie twarzą w twarz.
- Bo, nie - zaczął prosząco Dan.
Zignorowała jego polecenie, wychodząc zza moich pleców i stanęła za Danem, skanując sytuację. Była ubrana w ciężki płaszcz, co wydało mi się bardziej odpowiednim rozwiązaniem, niż cienka sportowa kurtka, którą miała na sobie kilka dni wcześniej. Chronione rękawiczkami z jednym palcem, dłonie zwisały po obu jej bokach. Oczy Bo nie skrywały ani śladu zaskoczenia, a jedynie tylko bystry błysk strachu.
- Chciał mnie uderzyć - wciął się Dan.
- Możesz szczerze powiedzieć, że nie zrobiłeś nic, żeby go sprowokować? - zapytała retorycznie. - Odsuń się.
Poczułem przeszywającą pustkę w żołądku, kiedy w męczarniach dotarło do mnie to, że ona broni go przede mną. Dan wysmyknął się spomiędzy moich palców i stanął między mną, a Bo, ale ona pewnie chwyciła go za przedramię i przeciągnęła za siebie. Czułem, jak tracę grunt pod nogami. Czułem się nie na miejscu. Nikt mnie tam nie chciał.
Moje palce wciąż mocno ściskały materiał odzieży, nic nie zachwiało tego uścisku od momentu, gdy poziom mojej frustracji gwałtownie wzrósł. Nie wydawało mi się, żeby moje nogi były na tyle silne, by znowu powiodły mnie z daleka od niej, więc stałem tam w miejscu, niechętnie przysłuchując się ich kłótni. 
- Po prostu idź poczekaj w samochodzie!
Rzadko kiedy widziałem Bo tak złą. Nawet z pochyloną głową, gniew w jej głosie był niespotykany.
- Nie zostawię cię z nim - zaprotestował Dan.
- To się, kurwa, zamknij! Nie jesteś tu wcale potrzebny!
W jakimś sensie, czerpałem przyjemność z tego, że to on był obiektem jej frustracji. Było nas już dwoje. Zostało rzucone lekceważące "dobra", zanim sytuacja została wyklarowana z jego obecności. Trzask zamykanych drzwi samochodowych, potwierdził fakt, że zostaliśmy sami po raz pierwszy od momentu, gdy zostawiłem ją płaczącą na górze schodów prowadzących do mojego mieszkania. Ta wiedza nie dodała mi otuchy, ani poczucia pewności siebie.
- Ja..
- To twoje - przerwałem jej, czując rosnącą panikę.
Mój głos był ochrypły i zmęczony. Bałem się, że nie weźmie ode mnie skrawka materiału, który jej podałem. Zmarszczyła czoło nie rozpoznając ubrania, więc po krótkiej szamotaninie rozplątałem zwiniętą w kłębek koszulkę. Wyglądała trochę żałośnie. Planowałem zostawić ją przed sklepem, a potem po prostu się wycofać, ale pomysł spalił na panewce, gdy tylko zobaczyłem Dana.
Bo wzięła ode mnie ubranie i uważnie obserwowałem, jak zdejmuje swoją prawą rękawiczkę, po czym wpycha ją do kieszeni płaszcza. Jej nagie palce momentalnie skuliły się wokół materiału mojej koszulki. Nie chciałem sobie niczego wmawiać, ale jej gest był czymś w rodzaju upragnionego spotkania. Tęskniła za nią. Prawdopodobnie było to jedynie dyktowane tym, że Bo naprawdę lubiła tę koszulkę. Nic sentymentalnego, po prostu przyjemność estetyki dotyku. Chociaż desperacko pragnąłem, żeby to, jak trzymała tę koszulkę, było spowodowane tym, że należała kiedyś do mnie. 
- Harry, byłeś tu wcześniej? Byłeś u...
- To nie po to, żeby cię przestraszyć.
- Nie boję się - uśmiechnęła się łagodnie, spoglądając w dół na kawałek materiału.
- To tylko po to, żeby.. Żeby upewnić się, że wszystko u ciebie w porządku. Obiecałem...
- Wiem.
Odwróciłem na moment od niej wzrok, zerkając na Dana, który z miną rozpuszczonego bachora siedział w samochodzie. Jego wyraz twarzy jasno dał mi do zrozumienia, jak bardzo nienawidził tego, że rozmawiałem z Bo. Wiedziałem, że to było małostkowe, gówniarskie podejście, ale to ja znalazłem ją pierwszy. Byłem jej, zanim w ogóle się jeszcze poznali.
- Dobrze się odżywiasz? 
- Co? - odpowiedziałem.
- Twoja twarz wygląda inaczej.
Dłoń Bo sięgnęła do mojego policzka, tylko po to, żeby moje całe ciało momentalnie się spięło, a jej oczy zaszkliły. Refleks zmusił mnie do dystansu, obrony przed potencjalnymi, nieodwracalnymi szkodami wywołanymi jej dotykiem. Chciałem mieć tę kontrolę.
Łzy popłynęły po jej policzkach.
- Chyba nie da się mnie naprawić - przyznałem.
Smutno potrząsnęła głową i poczułem się tak, jakby moje ciało nie godziło się więcej oglądać tego jak płacze. Chwilowo zwalczyłem demony, które nadal trzymały mój umysł jako zakładnika i wziąłem ją w ramiona. Jej okryta rękawiczką dłoń oplotła mój kark, ale Bo, po chwili zmagania z jej zdjęciem odrzuciła ją na ziemię, by desperackim gestem wczepić gołe palce w mój kark. Wtuliłem głowę w zagłębienie między jej szyją, a ramieniem, dotykając suchymi ustami jej ciepłej skóry.
- Będę ci się przyglądał - wyszeptałem.
Poczułem jak przechodzi ją dreszcz, razem ze świeżą falą łez. Kołysałem ją w swoich ramionach, a ona całowała mnie po linii szczęki i policzku. Życie, które na chwilę we mnie tchnęła ponownie zostało mi wydarte, kiedy odstawiałem ją na ziemię. Jej dłoń ścisnęła moją, palce powoli wysmykiwały się z wspólnego uścisku, po czym już tylko patrzyłem jak odchodzi.

***

Dotarłem pod samochód i dopiero wtedy poczułem rozdzierającą mnie ciemność, która przeszyła moją pierś, wypełniając puste miejsca, czekające na nią.
Nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Osunąłem się po masce auta i usiadłem na zimnej ziemi, przyciągając kolana do klatki piersiowej. To nigdy nie było częścią planu. Powinienem był zostać w ukryciu. Wtedy przynajmniej zrujnowałbym tylko jedno z nas. 


__________________________________________________
Ej bez kitu, aż mi jest niedobrze bo to ja nie wiem co ja mam napisać, jest mi niedobrze fizycznie, chce mi sie wymiotować bo czuje, nie, właściwie nic nie czuje, takie wielkie nic i tak mi smutno, jezu to jest takie ciężkie. Miałam dal Was mowę całą, ale nie mogę. Ni eumiem dskcbhx vuijzxcnm bvhuisdkl ;___________________;

OKEJ, BIORĘ SIĘ W GARŚĆ.
...
nope, jeszcze nie 





OKEJ, JUŻ TERAZ.
 A WIĘC TAK... TYLKO PLZ UWAŻNIE CZYTAJCIE, ŻEBYM NIE POWTARZAŁA :D
BO CI CO CZYTAJĄ COLD/CHILLS WIEDZĄ ŻE JEŚLI KTOŚ MUSI SIĘ POWTARZAĆ, TO POTEM JEST BARDZO ZŁY I ROBI DZIWNE RÓŻNE RZECZY XD

MOŻNA POWIEDZIEĆ, ŻE BYŁ/JEST TO OSTATNI ROZDZIAŁ FANFIKA PT. "DARK", JEDNAK JEST JESZCZE JEDEN "ROZDZIAŁ" ZATYTUŁOWANY 'THE END' I TEN BĘDZIE OSTATNIM OSTATNIM! W TEJ CZĘŚCI FANFIKA. 
POJAWI SIĘ DRUGA CZĘŚĆ DARK, TZW SEQUEL, ALE JESZCZE NIC NIE WIEM DOKŁADNIE, CZYLI GDZIE, JAK, KIEDY I CO, WIĘC NIESTETY NIE BĘDĘ WAM MOGŁA NIC NA RAZIE POWIEDZIEĆ. PEWNYM JEST JEDNAK TO, ŻE BĘDZIE. JEŚLI SKOMPLETUJE INFORMACJE I UZYSKAM ZGODĘ NA TŁUMACZENIE DRUGIEJ CZĘŚCI, TO Z OGROMNĄ PRZYJEMNOŚCIĄ I RADOŚCIĄ CHCIAŁABYM KONTYNUOWAĆ TĘ OTO CUDNĄ PRZYGODĘ Z PERYPETIAMI HARRY'EGO I BO, BO SIĘ Z NIMI ZŻYŁAM TAK ŻE NAWET SOBIE TEGO NIE WYOBRAŻACIE. 
I TERAZ KOLEJNA SPRAWA, ODNOŚNIE WŁAŚNIE TEGO KOŃCZĄCEGO WSZYSTKO ROZDZIAŁU. 
KIEDY CHCECIE, ŻEBYM GO PRZETŁUMACZYŁA?
POMYŚLAŁAM, ŻE NAJLEPSZYM WYJŚCIEM BYŁABY AKTUALIZACJA W PRZYSZŁY PONIEDZIAŁEK, ZAWSZE MUSIELIŚCIE DŁUGO CZEKAĆ NA ROZDZIAŁY, WIĘC ŻEBY ROZCIĄGNĄĆ WAM ODROBINĘ TO OCZEKIWANIE NA DRUGĄ CZĘŚĆ OPOWIADANIA, POMYŚLAŁAM, ŻE MOŻE CHCIELIBYŚCIE, ŻEBYM NIE TAK OD RAZU DODAWAŁA KOLEJNY ROZDZIAŁ, BO POTEM ZNOWU WIADOMO CZEKAĆ TRZEBA I TAKIE TAM (a ja też odrobinę samolubnie wspomnę, że mam jeszcze jedno opowiadanie do tłumaczenia, gdzie tez sporo osób czeka na aktualizację, a i tak wiecie, że zawsze czytelnicy Dark byli priorytetem, bo były długie odstępy w dodawaniu rozdziałów i jak sie pojawił znienacka to wszystko rzucałam, przekładałam terminy z dodawaniem na drugim blogu i tutaj tłumaczyłam Wam najpierw. WIĘC DAJCIE ZNAĆ, CZY TERMIN 17.03 WAM PASUJE. MAM SZCZERA NADZIEJĘ, ŻE TAK :) PISZCIE W KOMENTARZACH.

JESZCZE MAM DO WAS JEDNĄ PROŚBĘ, WIEM, ZE CZĘSTO WAS PROSZE O JAKIEŚ GŁOSOWANIA, NO ALE JAK NIE WY TO KTO XD 
MOJE DWA BLOGI Z TŁUMACZENIEM ZOSTAŁY NOMINOWANE DO 1D AWARDS I CHCIAŁABYM WAS ŁADNIE POPROSIĆ, ŻEBYŚCIE NA MNIE ZAGŁOSOWALI :) 
GŁOSOWAĆ MOŻNA TUUUUUUTAAAAAAJ I GŁOSY SĄ NIELIMITOWANE, WIĘC JAKBY KOGOŚ PONIOSŁA CHUĆ TO MOŻE I ODDAĆ GŁOSY DWA, A NAWET I PIĘĆDZIESIĄT XD ŻARTUJE, nie no, ale serio xD ŻART ZNOWU XD 

COŚ JESZCZE CHCIAŁAM.... ALE JUŻ NIE WIEM. 
DOBRA, NO TO KOŃCZĘ, A WY PISZCIE JAK WAM SIĘ PODOBAŁO, ILE WIADER ŻEŚCIE WYPŁAKAŁY ITD. NO I DAJCIE MI ZNAĆ CO SĄDZICIE O TEJ KOLEJNEJ AKTUALIZACJI W PONIEDZIAŁEK ;) C'YA LOVE YA <3 DZIĘKUJĘ, ŻE CZYTACIE I ŻE RAZEM ZE MNĄ DOTARŁYŚCIE JUŻ PRAKTYCZNIE NA SAMĄ METĘ :) 


sobota, 15 lutego 2014

Rozdział 58.

Kiedy promienie słońca przedarły się przez małe luki po obu stronach moich zasłon, w duchu odliczyłam kolejną noc niespokojnego snu. W palce chwyciłam zimne prześcieradło obok mnie, które kiedyś było zajmowane przez kogoś, kogo obraz wyświetlał się teraz boleśnie w mojej pamięci. Nienawidziłam go za to.
Dni ciągnęły się jeden za drugim i zlewały w jedno. Nie wiedziałam nawet, czy jest weekend, czy zwykły dzień tygodnia. Szybkie zerknięcie na wyświetlacz mojego telefonu potwierdziło fakt, że była sobota. Westchnęłam i z powrotem opadałam w poły pościeli, pośród których zmagałam się ze snem przez całą noc. Miałam nadzieję, na wrócenie w objęcia morfeusza. Miałam również nadzieję, że nic mi się nie przyśni. Tylko tak mogłam od niego uciec. Moja mama miała jednak inne plany.
- Dzień dobry.
Jęknęłam, zakopując się głębiej w bałaganie na łóżku. Poczułam kołysanie materaca, a po chwili jej dłoń spoczęłam na moim, spowitym kołdrą, ramieniu.
- Bo, chodź. Obiecałaś mi.
Jej ton głosu był łagodny, ale zdanie skrywało napięcie. Miała dość tego, że ciągle zamykałam się w swoim pokoju, a ja miałam dość przebywania tam. Z samą sobą. Obiecałam sobie, że chociaż jeden dzień spędzę kompletnie ubrana i wykąpana.
- Przyniosłam ci herbatę.
Niechętnie wysunęłam głowę spod przykrycia i dostrzegłam parujący kubek, ustawiony na mojej zagraconej szafce nocnej. Przydałoby się posprzątać.
- Dzięki.
Usiadłam, podciągając pomięte nakrycie do klatki piersiowej. Moja mama była jak niezbędny przycisk do papieru. Zatrzymała moje ruchy, gdy ponownie chciałam zarzucić kołdrę na głowę, zakopując siebie i swoje problemy.
- Powinnaś wstać. Jest trochę zimno, ale wyszło słońce.
- I co mam robić? - rzuciłam.
Jej uśmiech pobladł w odpowiedzi na mój niczym niesprowokowany wybuch. Poczułam wyrzuty sumienia, zaraz gdy niemiłe słowa opuściły moje usta. Ale to w końcu moja mama. Rozumiała, że mimo postępu, który zrobiłam nawet jedno małe słowo mogło nadwyrężyć moje słabe nerwy i ruchem spiralnym wrócilibyśmy do dni, kiedy nie chciałam nawet myśleć o opuszczaniu czterech ścian mojego pokoju.
- Pomyślałam, że może wybrałybyśmy się na zakupy. Albo do tej kawiarni w parku, lubiłaś tam chodzić, kiedy byłaś mała. Ale jak nie chcesz, to możemy się gdzieś po prostu przejechać i iść na spacer.
Próbowała tak desperacko. Ale co dobrego miałoby mi przynieść spacerowanie? Pęknięcie w mojej chęci robienia czegokolwiek zaczynało się tylko coraz bardziej pogłębiać.
- Nie wiem co mam robić.
Uśmiech mojej mamy był pełen nadziei.
- Nie musisz decydować od razu. Najpierw zjedz śniadanie, a potem..
- Nie. - Potrząsnęłam głową, czując zbierające się łzy w kącikach moich oczu. - Mamo, ja nie wiem co mam robić.
Zrozumienie wpłynęło na jej twarz, gdy zamknęła mnie w swoich objęciach. To był ten sam rodzaj uścisku, którym obdarzyła mnie po tym, jak spadłam z karuzeli w parku, kalecząc przy tym swoje kolana. Miałam  sześć lat. Ta sama otucha, gdy gładziła mnie po włosach. Jednak teraz, wolałabym o wiele mocniej skaleczyć kolano, niż czuć to, co aktualnie przeżywałam. Podjęłabym się jednorundowej walki w ringu, jeśli to pozbawiłoby mnie tego bezsilnego uczucia zadomowionego w moim brzuchu.
- Och, Bo - szepnęła smutno.
- Tęsknię za nim.
- I nie ma w tym nic złego. To normalne. Nie musisz wcale zapominać o Harry'm.
Uspokajała mnie, gdy zatraciłam się w swoim nieskładnym szlochu. Pewnie zniszczyłam jej cały rękaw bluzki moimi łzami. Wtulałam nos w zagłębienie przy jej szyi, żeby uciec od swoich obowiązków, albo by nie stawić czoła faktowi, że jedyna miłość mojego życia była jak niszczący pociąg, rujnujący na swojej drodze wszystko co napotkał. Nie mogłabym go powstrzymać, nawet jeśli bardzo bym chciała. Niektóre czynniki wymsknęły się całkiem spod mojej kontroli. Harry i ja... Oboje wywołaliśmy wiele zniszczeń i musieliśmy mierzyć się z równie strasznymi ranami.
- Wszystko się jakoś ułoży. Dojdziesz do ładu ze swoim życiem. Nie musisz jednak robić tego w pojedynkę, twoi przyjaciele i ja pomożemy ci się poskładać. Ten ból nie będzie trwał wiecznie, Bo.
Chciałam być bezduszna, nie czuć nic, mieć serce spowite lodem, tylko po to, by nie musieć budzić się następnego dnia i  snuć się z kąta w kąt z nieszczęśliwą miną.
- Nadal każdego dnia myślę o twoim tacie.
Jej słowa nie były skąpane w smutku i właśnie to dało mi nutkę nadziei, że może faktycznie uda mi się przez to przejść. Moja mama dała sobie radę.
- Chodź. Wyskoczymy gdzieś i zjemy trochę dobrego ciasta - zasugerowała, po czym przytuliła mnie ciepło.

***

Moje przyjaciółki odwiedziły mnie tamtego wieczora. Rozsiadły się w salonie, by grać w karty i zapychać się słodkimi smakołykami, które prawdopodobnie przekroczyły równowartość przyjmowania kalorii na dwa dni. Była to też pierwsza noc, jak mi się wydawało od kilku tygodni, kiedy sen nie był męczący. Moje ciało mogło wreszcie porządnie wypocząć. Przytakiwałam moim nadal cicho gadającym przyjaciółkom, słysząc kojący szmer ich rozmów. Okazał się on bezcenny, gdy szybko zapadałam w sen, wierząc, że nie jestem sama.
Poniedziałek przyszedł o wiele za wcześnie, żebym mogła się z tego cieszyć. Wróciłam do sklepu, i do tego niechcianego współczucia od reszty współpracowników.
Dan skakał wokół mnie przez cały tydzień w pracy. Jego intencje były szczere, ale ten ciągły potok pytań dotyczących mojego samopoczucia, zaczynał już brzmieć jak zacięta płyta.
- Chcesz, żebym ci to zdjął?
Odmówiłam grzecznie, ciągnąc krzesełko z pomieszczenia dla pracowników w stronę magazynu. Dan zniknął gdzieś z tyłu, gdy wspięłam się na pokryty materiałem stołek. Przebierałam palcami, próbując dosięgnąć pudełka na najwyższej półce. Zamawiałam towar, segregowałam go i zamiatałam podłogę na magazynie. Sprzątałam, jakby było to główne zadanie pracujących w tym sklepie. 
Zaraz przekonałam się, że waga pudełka była o wiele większa, niż się spodziewałam. Nie miałam czasu, by uchronić się przed upadkiem. Róg kartonu uderzył w moje ramię, popychając mnie na ziemię. Upadłam na tyłek, szybko asekurując się łokciem, by nie walnąć głową w metalową półkę za mną. 
- Wszystko w porządku?
Dan wyłonił się zza rogu, żeby zobaczyć co się stało i w końcu podszedł do mnie, by pomóc mi wstać z zakurzonej posadzki. Na szczęście, pudełko wykonane zostało w mocniejszego materiału, więc przetrwało z niewielkimi uszkodzeniami w postaci wgnieceń. Tego samego nie można było powiedzieć o mnie. Nie leciała mi krew, ale byłam prawdopodobnie trochę posiniaczona. Miałam już dość płaczu. Mimo, iż ten ból był całkiem inny od tego, który czułam non stop od momentu, w którym odszedł Harry, nie mogłam zmusić się do płaczu. Martwienie się o to, że zostałam skazana na życie w emocjonalnej pustce było pewnie powodem do niepokoju, ale jakoś mnie już to nie obchodziło.
- Nic mi nie jest - zbagatelizowałam kontrolę analityczną Dana.
- Upadłaś dość mocno, Bo.
Zdążyłam przeciągnąć już osławione pudło do mojej tymczasowej stacji sortowania. "Do wyrzucenia", "Do zatrzymania", "Zapytać kierownika"; na te kupki odkładałam nowo wyciągane rzeczy.
- Bywało gorzej.
- Przydałby ci się na stałe ktoś, kto zawsze mógłby cię złapać w razie czego - zażartował lekko, wycierając kurz ze sterty płyt winylowych.
Skuliłam się w sobie, słysząc jego słowa. Były dość niewinne, ale ich romantyczne nawiązanie sprawiło, że żołądek wywrócił mi się na drugą stronę z obrzydzenia. Nie byłam aż tak bezradna.
- Spadałam na tyłek już wiele razy. Nie potrzebuję nikogo, żeby mnie ratował.
Była to prawda, fizyczna i metaforyczna.
- Wiem. Jesteś silną dziewczyną, ale każdy czasem potrzebuje kogoś, żeby się nim zaopiekował.
- Moja mama i przyjaciółki się mną opiekują.
Nie przerywałam swojego sortowania, wyciągając z pudła płytę Cher, która wyglądała, jakby nie widziała światła dziennego przez około dwadzieścia lat. Odłożyłam na sekcję "Do wyrzucenia", ale poczucie winy odwiodło mnie od popełnienia zdrady stronniczości i przełożyłam ją na kupkę "Do zatrzymania".
- Więc ja już nie jestem twoim przyjacielem?
Jego patetyczny ton sprawił, że porzuciłam swoje zajęcie i zwróciłam się w jego stronę.
- Dan, oczywiście, że jesteś moim przyjacielem - odpowiedziałam z przekonaniem. - Nie obrażaj się, ja po prostu... Czuję się teraz trochę dziwnie w towarzystwie chłopaków.
To prawda. Cały męski gatunek, stał się dla mnie jeszcze większą tajemnicą. Dan stanął pod ścianą, opierając się o nią plecami, po czym skrzyżował swoje ręce na piersiach.
- Nie wszyscy jesteśmy tacy jak on - odgryzł się dość szybko.
Znieruchomiałam na krótką chwilę, korzystać z jego samozadowolenia, by głęboko przemyśleć jego słowa. Nie, żaden inny chłopak nie mógłby nawet zbliżyć się do tego, kim był Harry, albo do tego, jak na niego patrzyłam. I nie, żaden inny chłopak nie mógłby mnie skrzywdzić tak, jak zrobił to on. Nie dałabym mu takiej szansy. 
Nie stanęłam w obronie Harry'ego, rzucając jakąś ciętą ripostą. Jaki był cel kłócenia się o coś, co już się skończyło?
Sięgnęłam dłonią do ręki Dana.
- Chodź tu i pomóż mi.
Mój lekki uśmiech zaskoczył nie tylko Dana, ale i mnie samą.

***

Podkradłam jedną kopertę z biura. Mój umysł był już na wykończeniu, zmuszając mnie do ruchów, które były prawdziwym wyzwaniem dla moich rąk. Byłam cała roztrzęsiona zaklejając tylną część koperty i szukając długopisu. Jednak nie było mi dane napisać imienia adresata na jej przodzie.
- Chcesz, żebym podwiózł cię do domu?
Było to naturalne pytanie, ale coś kazało mi myśleć, że Dan dość długo zbierał się z jego zadaniem. Jego głos zaskoczył mnie, w efekcie czego, upuściłam to, co niosłam. Schyliliśmy się oboje, by pozbierać rozrzucone przedmioty.
- Och, to moje.
Przeklinałam samą siebie za swój drżący głos, gdy sięgnęłam po kopertę, która spoczywała w dłoni Dana. Kiedy z powrotem znalazła się w moim bezpiecznym posiadaniu, schowałam ją do swojej torby.
- To co z tą podwózką? - Uśmiechnął się.
Stanęłam na równe nogi, zaraz po nim i wyprostowałam plecy.
- Nie, dam sobie radę. Dzięki. Muszę się jeszcze gdzieś zatrzymać po drodze. Mam coś ważnego do zrobienia.
Skinął głową, sięgając po swoją kurtkę, po czym dołączył do mnie przy drzwiach. Jego palce spoczęły na klamce, ale nie wysilił się, żeby ją nacisnąć. Sunęłam wzrokiem po linii jego ręki, aż po ramię, by w końcu dotrzeć do do dolnej wargi, którą lekko przygryzał. 
- Jak chcesz to mogę cię wysadzić po drodze. To żaden problem.
- Jeśli mam być szczera, to chciałabym się po prostu przejść.
- W porządku - odpowiedział krótko.
Drzwi stanęły przede mną otworem, gdy Dan rzucał jeszcze pożegnalne zwroty do reszty pracowników w sklepie, przez swoje ramie. Przywitał mnie nieprzyjemny wiatr, rozdmuchując poły mojego płaszcza, który starałam się zapiąć.
- Może jutro mógłbyś mnie odwieźć do domu?
Zapytanie uciekło z moich ust, gdy odgarniałam poburzone wiatrem włosy. Kiedy skończyłam naciągając na głowę kaptur, by je ujarzmić, Dan już stał z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Jasne. Jutro.

***

Ulica Harry'ego wydawała się teraz niezbyt zachęcająca. Niegdysiejsza ekscytacja na samą myśl o widoku jego twarzy była dla mnie prawdziwym napędem przez wiele dni.Teraz jednak szłam niespiesznym tempem, bo on mnie tu nie chciał. Tyle razy myślałam o tym, żeby stanąć pod jego drzwiami, domagając się tego, żeby przestał być głupkiem i dał nam szansę, żebyśmy znowu mogli kochać się nawzajem.
Jego ojciec był źródłem problemu, który nękał udręczony umysł Harry'ego, wmawiając mu, że z tej sytuacji jest tylko jedno wyjście. Harry twierdził, że jego geny, niczym trucizna sączą się do jego osobowości i tego kim jest, zarażając go agresją i niemożnością jej opanowania. Smuciło mnie to głęboko, bo widziałam cierpliwość, którą się wykazywał. Wytrzymałość, którą oboje tak skrzętnie budowaliśmy. Ją akurat odziedziczył chyba po swojej matce.
Głośny śmiech wyrwał mnie z wspomnień, które Harry zakorzenił w moim umyśle. Przywarłam plecami do ściany domu jakichś ludzi. Obok mnie stało kilka dużych koszy na śmieci, a kawałek dalej była furtka prowadząca do ogrodu na tyłach posiadłości. Moje policzki pokryły łzy, kiedy Hayley i Tom minęli moją tymczasową kryjówkę. Harry musiał wysadzić ich wcześniej. 
Nie zanosiło się na to, żebym wydostała się z pochłaniającej mnie, samolubnej bańki, w której ostatnio zamieszkałam. Przywitałabym się z nimi, gdyby nie trzymali się za ręce. Zapytałabym, co u nich słychać, gdyby nie to, że Hayley patrzyła w górę, na Toma, jakby był całym jej światem. Cieszyłabym się ich szczęściem, gdyby nie przypominali mi tego wszystkiego, co straciłam. 
Zastanawiałam się, czy Harry też czuł tę wewnętrznie bolesną zazdrość. Gdybym była na jego miejscu, pewnie nawet nie otworzyłabym im drzwi. Wtedy dopiero zdałam sobie sprawę z tego, jak zgorzkniała się stałam, nieszczęśliwa z powodu szczęścia innych. Byłam okropnym człowiekiem.
Drżącymi dłońmi wytarłam wszelkie dowody swoich emocji. Moje buty odbijały się od podłoża, stawiając zdefiniowane kroki, by jak najszybciej opuścić moją żałosną kryjówkę i skierować się prosto do mieszkania Harry'ego. Czułam się, jakby minęła zaledwie chwila od momentu, gdy stałam na jego schodach płacząc i wrzeszcząc do nieprzytomności. Przyjechała wtedy po mnie moja mama i nigdy wcześniej nie widziałam jej w takim szoku. Patrzyła na swoją córkę, która z trudem łapała oddech od wykańczającego płaczu.
Teraz nastąpiła już tylko akceptacja tego, co się tam wydarzyło. Moja ręka bezwiednie uniosła się, by zapukać w drewniane drzwi, ale mój umysł wiedział lepiej. Co miałabym mu jeszcze powiedzieć? Jedno spojrzenie na niego powaliłoby mnie na ziemię. Każdy mały krok na przód, który udało mi się zrobić, byłby momentalnie wyrwany tej dziewczynie, która ledwie stała na nogach. Nie.
Sięgnęłam do torebki, wyciągając to, co pożądane. Przygryzłam wewnętrzną stronę policzka, rozważając, czy powinnam zostawić białą powierzchnię koperty całkowicie pustą. Nie zrobiłam tak. Opierając się o jego drzwi wejściowe, napisałam imię Harry'ego na przedniej stronie koperty. Nie uważałam, żeby formalna postać listu miała mi jakoś pomóc, czy pocieszyć, aż do momentu, gdy ocena sytuacji zmusiła mnie do takiego ruchu. Musiałam ruszyć na przód.
- Kurwa.
Ostatni raz zerknęłam na kopertę, po czym wsunęłam ją przez otwór skrzynki na listy. Zasługiwała na o wiele ostrożniejsze traktowanie, niż ją obdarzyłam. Gdy tylko upewniłam się, że bezpiecznie wylądowała na wycieraczce po drugiej stronie drzwi, biegiem rzuciłam się w dół schodów. Byłam zbyt dużym tchórzem, by przekonać się, czy Harry jest w mieszkaniu. 

***

____________________________________________________________
(Harry)

Bezmyślnie wpatrywałem się w wyświetlacz, gdy cyfry na nim zmieniły się z 00:59 na 01:00. Całe moje ciało aż rwało się do łóżka, ale wiedziałem, że sen nie nadejdzie szybko. Miałem za sobą niezliczoną ilość nieprzespanych nocy, w ciągu tych kilku ostatnich tygodni, gdy mieszkałem u mojej mamy, więc nie łudziłem się nawet, że teraz, gdy wróciłem do domu, będzie inaczej. 
Poduszki spadły z kanapy, kiedy zacząłem się na niej wiercić by ulżyć swojej zaklinowanej pozycji. Moje stopy, podobnie jak mój cały entuzjazm do życia, generalnie, z ociąganiem poprowadziły mnie do odbiornika telewizora, by wyłączyć ciągle powtarzający się program o sprzedaży domów. Potarłem palcami swoje suche usta i skierowałem się na korytarz, po drodze prawie rozbijając sobie głowę o ścianę. Przekląłem pod nosem te cholerne ulotki, które zasłały już prawie całą laminowaną podłogę przy drzwiach wejściowych. Schyliłem się, żeby je pozbierać, zanim znowu bym się na nich poślizgnął.
Łokciem nadusiłem włącznik światła w kuchni, a nieprzyjemnie jasne światło prawie wypaliło mój wzrok. Zebrałem broszury reklamowe lokalnych pizzerii i ułożyłem w mniejszy stos, gdy moja stopa spoczęła na pedale kosza. Moja uwaga jednak została szybko przyciągnięta przez pewną anomalię pośród, jak mi się wydawało, samych śmieci. Mała, biała koperta. Jej struktura była inna od reszty połyskujących ulotek. Moje imię zostało naniesione czarnym atramentem na jej przodzie. Ten, kto to pisał musiał się spieszyć, ale nawet mimo to jego pismo było eleganckie. Ten ktoś musiał być u mnie przed domem.
Wszystko inne odrzuciłem na bok, skupiając się wyłącznie na małej przesyłce, zaadresowanej do mnie. Wsunąłem palec pod zaklejone miejsce i podważyłem go, rozrywając kopertę. W środku nie było żadnego listu, albo czegoś, co mogłoby zdradzić tożsamość tajemniczego nadawcy, ale nie było takiej potrzeby. Przechyliłem ją, by zawartość upadła na moja otwartą dłoń. Srebrny łańcuszek z samolocikiem zawieszką.
Gorąco zgromadziło się w mojej piersi i poczułem, jakbym rozpadał się na dwie części. Zacisnąłem pięść, a ostre krawędzie zawieszki wbiły się w moja skórę, odciskając swoje piętno, żebym nie zapomniał. Ale jak mógłbym zapomnieć? Nie była na tyle silna, żeby go zatrzymać, więc mnie obarczyła jego ciężarem, uwierzytelniając koniec tego co nas łączyło.
Bolało dopiero wtedy, kiedy rozluźniłem palce. Łańcuszek został rzucony o sąsiedni blat szafki kuchennej. Spadł na podłogę, kiedy schowałem twarz w dłoniach. Gorące łzy popłynęły po mojej twarzy, w momencie, gdy moje ciało skuliło się na ziemi. 
- Nie.
To było jak jakiś jebany koszmar. Odcinała się od wszystkiego, co nas łączyło. Od wszystkiego, czego tak desperacko się trzymałem. Byłem ohydnie samolubny. Ta cecha zawsze odbijała mi się czkawką, zostawiając nieprzyjemny posmak w ustach. Wiedziałem, że to okrutne. Bezlitośnie życzyłem sobie, żeby nadal mnie kochała, po tym, gdy porzuciłem ją kierowany swoimi własnymi wewnętrznymi konfliktami.
Sprzeczności bębniące wokół mojej głowy zaczynały powiększać gulę rosnącą w moim gardle. To nie jej wina, że jestem pojebany. Nie miałem najmniejszego prawa domagać się od niej miłości. Już nie. Ale jeszcze nigdy wcześniej nie potrzebowałem jej tak, jak w tamtej chwili.
Przed dotarciem do sypialni, na podłodze leżały nieodwracalnie rozbite lampa i trzy szklanki. Opanowałem się zanim dostałem się do telewizora. Drzwi salonu nie miały tyle szczęścia. Przechyliłem butelkę wódki, by pociągnąć kolejny łyk. Palący płyn rozlał się w dół mojego gardła, ogrzewając chłodne i opuszczone głębie mojego wnętrza. 
Odstawiłem butelkę na szafkę nocną, by mieć ją pod ręką, kiedy znowu będę chciał zapomnieć. Ściągnąłem z siebie ubrania, rzucając je na stertę po środku pokoju, zanim wszedłem do łóżka. Wyobrażałem sobie, jak wplata swoje palce w moje włosy. Mówiłaby do mnie cicho i łagodnie, zachęcając, żebym się trochę uspokoił. Tylko tego chciałem. Tylko jej. 



________________________________________________________________
Siema bejbsy, jednak udało mi się przetłumaczyć go dzisiaj :D Mam nadzieję, że się podobał. W sumie to nie było tu nic do podobania, bo ja miałam łzy w oczach, kiedy tłumaczyłam, a kiedy czytałam po raz pierwszy po prostu ryczałam. XD
Powinniście już wiedzieć, ale cóż....Niektórzy nadal mają z tym problem, także spieszę uświadomić, iż nie wiem, kiedy pojawi się kolejny rozdział. Zapewne wtedy, kiedy autorka go napisze, a ja postaram się jak najszybciej przetłumaczyć. 
To bardzo miłe, kiedy piszecie mi, że jest już rozdział w oryginale i na kiedy przetłumaczę (to już mniej miłe xD), ale ja równiez śledzę bloga Hannah, więc wiem kiedy publikuje nowy rozdział :) 3,4 osoby jeszcze wytrzymam, ale już 20 typu "JEST JUŻ NOWY DARK, KIEDY PRZETŁUMACZYSZ" może mnie lekko zdenerwować. 
Oks, sorry za marudzenie i w ogóle xD Low ja soł macz. Dzięki, że czytacie! No i za cierplwiość też dziękuję ogromnie. <3 
Takie smutne są teraz te rozdziały, że w ogóle nie wiem, co mam ze sobą zrobić dlatego napisałam alternatywne zakończenie tego rozdziału XD 

#imadżyn
Harry leży u siebie na łóżku. Kręci się z boku na bok, wreszcie sięga po telefon. Wybiera numer i czeka kilka chwil na przyjęcie połączenia.
- Halo?
- Cześć Bo. Kocham cię, proszę, możemy być znowu razem?
Bo przez kilka sekund się nie odzywa, wahając się znacznie. Po chwili rozbrzmiewa jej drżący od wzruszenia głos.
- Ajaha! Zaraz będę! <3
I przyjeżdża po pół godzinie do Harry'ego i on ją wita słowami "cześć piękna" i WSZYSCY SĄ KURWA SZCZĘŚLIWI I PŁACZĄ ZE SZCZĘŚCIA. 



niedziela, 12 stycznia 2014

Pytania i odpowiedzi, których Hannah udzieliła na tumblr :)

Siema, chciałam przetłumaczyć Wam trochę pytań, na które odpowiedziała wczoraj Hannah, może wtedy będziecie mieli nieco lepszy pogląd na całą sprawę, a może i lepiej poznacie samą autorkę (która jest cudną i zabawną osobą), dzięki czemu będziecie mieli trochę więcej cierpliwości :) Niektóre pytania mogą być kopnięte, ale cóż, skoro się za to wzięłam to przetłumaczę Wam wszystkie, nawet te najgłupsze, ale pozwolę sobie pominąć niektóre z tych  zawierających same pochwały i podziękowania bo wszyscy kochamy ją bardzo mocno i jest to rzecz powszechnie wiadoma :D 
ps. niektóre pytania odnoszą się do poprzednich, więc czytajcie po kolei i powinniście załapać o co chodzi :) [w nawiasach kwadratowych będą moje dopiski, jesli zajdzie taka konieczność]
Zaczynamy.


__________________________________________________

Pytanie: Golisz się?
Odpowiedź: Jedną nogę mam częściowo wydepilowaną woskiem.

***

P: Czeeeeść, spotykam się z tym gościem, którego poznałam, kiedy kupowałam choinkę :)
O: O, boziu! Udało ci się! :D

***

P: Tak, i był taki miły i w ogóle, a na końcu randki mnie pocałował. To było takie romantyczne, kiedy zapytał mnie, czy zostanę jego dziewczyną i ogólnie jest najlepszy i chyba się w nim zakochuje. I to szybko. 
O: Tak strasznie cieszę się z twojego powodu!

***

P: Hannah, kocham cie, skarbie
O: 

***

P:  Kiedy byłam mała próbowałam ukraść szopkę betlejemską z lekcji religii w przedszkolu, bo nienawidziłam swojego nauczyciela.
O: Och.

***

P: Przepraszam, ale nie do końca rozumiem czemu Harry odszedł od Bo.
O: Ma problemy z tatą i boi się, że stanie się taki sam jak on.

***

P: Czytałaś jakiś inny fanfik o 1D? Albo jakiś inny z tych najbardziej popularnych?

***

P: Zaczęłaś już pisać ten fanfik, gdzie Harry jest samotnym ojcem, czy coś takiego?
O: Część mam już napisaną, ale jeszcze nigdzie go nie publikowałam.

***

P: Udało mi się nawet z nią uciec kawałek. [To do od tego anona od szopki xD]
O: Mwahahaahahahhaha!

***

P:  Kiedyś na klasówce z angielskiego miałam  napisać recenzję książki i zrecenzowałam Dark i dostałam 4+, brakło mi dosłownie 2% żebym dostała 5. 
O: Łał! Gratuluję! :)

***

P: "Problemy z tatą" .... :(
O: :(

***

P: Który z rozdziałów Dark, albo fragmentów jest twoim ulubionym?
O: Jeszcze nie został opublikowany :) 

***

P: Znalazłaś ten perfekcyjny prezent na święta dla swojej siostry? Słyszałam, że ona kupiła ci Our Moment :)
O: Kupiłam jej ogromną ramkę na zdjęcia w kształcie serca. Podobała jej się :) Pamiętałaś!!! :D

***

P: To nie był ostatni rozdział, no nie??
O: Nope!

***

P: Nigdy nie oglądałam Supernatural ale znam Jareda Padeleckiego  bo grał w Gilmore Girls i uważam, że jest ostry. Supernatural jest trochę za bardzo straszny, dlatego jeszcze nie zaczęłam go oglądać.
O: Nie jest aż taki straszny! Uwielbiam poczucie humoru w tym serialu :)

***

P: Lubisz Little Mix? :)
O: Kocham je :) 

***

P: Podobają ci się Our Moment? Jak pachną? :)
O: Owocowo. Pachną łaaaaadnie :)

***

P: Kiedy moja mama była na pierwszym roku studiów jej nauczycielka czasem przyprowadzała na zajęcia swojego syna. Jej synem jest Jared Padelecki z Supernatural.
O: CO?!

***

P: Kilka dni temu powiedziałaś, ze nie przepadasz za owocami. A co z ciastami owocowymi?
O: Ugh, Są w nich zdechłe muchy!

***

P: Ile masz lat?
O: 21

***

P: Oglądasz American Horror Story?
O: Oglądałam kilka pierwszych odcinków.

***
P:  Podasz mi linki do wszystkich swoich fanfików?

***

P: Muszę powiedzieć ci, ze raz kiedyś spotkałam Harry'ego i kiedy przytuliłam się do niego, żeby zrobić sobie z nim zdjecie jego włosy zaczęły łaskotac mnie w policzek i jakimś cudem od razu pomyślałam o tobie i o Dark! Dodam jeszcze tylko tyle, że dobrze pachniał.
O: Awwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwww[...]wwwwww! Ja też chcę, zeby mnie połaskotał.

***

P: Skończyłaś już Dark?
O: Nope.

***

P: Jeśli byłaby apokalipsa zombie i mogłabyś uratować tylko jednego z piątki chłopców, którego byś wybrała? :)
O: Chciałabym uratować ich wszystkiiiiiich! Ale jako pierwszego wybrałabym tego słodziaka :)

***

P: Jak to jest mieć 21 lat? Ja mam 15 i jeśli mam być szczera to jest to dość gówniany wiek.
O: To przereklamowane. Jestem zadłużona na kilka tysięcy funtów i nadal mieszkam z rodzicami. Ciesz się z bycia nastolatką!

***

P: Miałaś kiedyś jakiś sen z Harrym?
O: 

***

P: *skanduje agresywnie i z pełną pasją* HARRY I TEDDY HARRY I TEDDY HARRY I TEDDY HARRY I TEDDY HARRY I TEDDY HARRY I TEDDY 
O: 

***

P:  Po trzech latach ciągłego czekania w końcu spotkałam Harry'ego w Lonydnie (Grimmiego też!), następnym razem powinnaś wybrać się razem z nami "Polować na Harry'ego"!
O: To brzmi troszeczkę agresywnie.

***

P: Założę się, że jeśli ratowałabyś Harry'ego powiedziałby "nie, kochanie, niech inni idą pierwsi, o mnie sie nie martw". 
O: O, boże. Zawinęłabym go w koc i cały czas przytulała.

***

P: Wydaje mi się, ze Dark jest strasznie przereklamowany. Mam na myśli to, że przecież jest tyle innych fanfików, które są lepsze. Uważasz, że jesteś tu taka "sławna", że musisz aż wyłączać swojego aska, żebyś nie dostawała pytań. Wydaje mi się, ze to po prostu niegrzeczne z twojej strony względem wszystkich tych, którzy cię wspierają. Oni chcą tylko z tobą pogadać, ale jak widać ty nie chcesz gadać z nimi. Wcale nie doceniasz tego co masz. Sorry, jeśli cię uraziłam, taka jest po prostu moja opinia.
O: Zgadzam się, jest bardzo dużo fanfików, które są napisane o wiele lepiej, mają super fabułę itd. ale ja naprawdę lubię pisać i sprawia mi to taką samą przyjemność, jak ludziom czytanie. 
Przykro mi, że tak to odbierasz :( ale na serio nie o to tu chodzi. Nie jestem nawet w stanie wyjaśnić tego jak cholernie cieszę się z całego wsparcia, które dostaję od ludzi i jak bardzo jestem z tego powodu szczęśliwa.
Nie chcę, zeby ludzie myśleli, że ich ignoruję nie odpowiadając na ich pytania, kiedy po prostu nie mam dostępu do komputera, albo telefonu. Właśnie dlatego wyłączałam możliwość zadawania pytań. Niezależnie od tego co myślisz, uwielbiam rozmawiać z ludźmi! Naprawdę doceniam to, że niektórzy muszą się wysilić, żeby napisac do mnie wiadomość, bo na przykład mówią w innym języku i angielski nie jest ich językiem ojczystym. 
Wydaje mi się, że to trochę niesprawiedliwe z twojej strony, że tak mówisz. 

***

P: Ej, mam pytanie. Dark jest pisany w bardzo dobrym języku brytyjskim, więc zgaduję, ze jesteś Brytyjką? 
O: Jestem Brytyjką!

***

P: Mogę zapewnić cię, że żadna agresja nie wchodzi w grę. Harry jest zbyt piękny, żeby go uszkodzić.
O: Zgadzam się.

***

P: Łzy pojawiły się przy fragmencie "teraz nie było nikogo, kto mógłby potrzymać mnie za rękę". Będzie szczęśliwe zakończenie? Proszę, zrób szczęśliwe zakończenie. Wydaje mi się, ze Bo jest smutna i skonsternowana i samotna, to nie jest w porządku. Wiem, że to tylko postać fikcyjna, ale aż serce mnie boli. Prooooooszęęęę.
O: :(((((((((((( płakałam, kiedy to pisałam!

***

P: Byłabyś taką dobrą starszą siostrą :P
O: Też mi się tak wydaje.

***

P: Podobał ci się ten kolczyk z krzyżykiem Harry'ego?
O: Uważam, ze wyglądał z nim jak sexy pirat.

***

P: Gdzie mieszkasz? (To znaczy, gdzie w UK)
O: Anglia.

***

P:  Gdzie pracujesz?
O: Daje ludziom refundacje.

***

P: MOIM ULUBIONYM SMAKIEM LODA NA PATYKU JEST KUTAS
O: 

***

P: Nigdy nie zrozumiem tego, czemu nazwałaś główną bohaterkę Dark "Bo" ...(kiedy dodasz kolejny rozdział?)
O: Dlatego, że to imie jest troszkę inne. [bardziej orygialne] Niedługo!

***

P: Kogo wyobrażasz sobie jako Toma w Dark?
O: Colton Haynes :)

***

P: Kiedy masz urodziny?
O: W marcu.

***

P:  Ile jeszcze będzie rozdziałów Dark? Czy może 57 był już ostatnim i kolejny to będzie już druga część?
O: Jeszcze kilka rozdziałów będzie i dopiero po nich kolejna część.

***

P: Ile masz wzrostu?
O: [około] 155 cm

***

P: Do tego anona, który powiedział, ze to niegrzeczne z twojej strony, chciałam tylko powiedzieć, że to nieprawda. Nawet mimo tego, że się nie kolegujemy za każdym razem mi odpisujesz i zawsze jesteś miła i nie mogę wyobrażać sobie ciebie jak tylko dziewczyny, która stara się każdego zadowolić. Świat potrzebuje więcej takich ludzi jak ty, Hannah. Kocham cię :)
O: Sprawiłaś właśnie, ze starsznie szeroko się teraz uśmiecham. Dziękuję!!

***

P: Tak się tylko zastanawiam, czemu przestałaś pisać Dark
O: Nie przestałam!

***

P: Możesz mi odpowiedzieć superowo uroczym gifem Harry'ego??! Proszę! Xxx
O: 

P: Powinnaś napisać rozdział, w którym Harry i Bo idą na koncert Arctic Monkeys i zacznają się przytulać w środku piosenki "Do I wanna know" albo "R U mine" albo "My propeller" ;)
O: Te piosenki są zabójcze.

***

P: Plz, odpowiedź najbardziej przypadkowym gifem z Supernatural jaki masz.
O: 
["Nie zjem tego. To obrzydliwe. Zrobie z tego robakowąsy."]

***

P: Kocham cię Hannah dlatego, że kochasz Harry'ego bez względu na to, jak wygląda. Znam dużo blogów, które "kochają" Harry'ego, ale plują się za każdym razem kiedy założy bandanę na głowę, albo fedore, albo ten kolczyk z krzyżykiem... Mam przeczucie, że ty naprawdę kochasz tego chłopaka.
O: Po prostu uważam, ze jest uroczy :)

***

P: Naprawdę kocham Dark.... ale przez to w jaki sposób Harry musiał "odejść" od Bo aż się popłakałam. Lepiej jeśli do siebie wrócą, bo tak starsznie kocham Harry;ego i Bo, ze jeśli kiedykolwiek się rozstaną to będę płakać długimi godzinami.
O: Dziękuję ci tak bardzo i przykro mi, ze się zasmuciłaś:( x

***

P: Nie rozumiem, mówiłaś, ze straciłaś motywację do pisania Dark i ze pisanie tych kilku poprzednich rozdziałów sprawiło ci naprawdę dużą trudność,a  teraz ogłaszasz dalszy ciąg opowiadania?
O: Ponownie rozpaliłam iskrę motywacji! :)

***

P: Kto to "Gryles"?
O: *westchnięcie*

***

P: Shippujesz Larry'ego?
O: Naaaaaaaaaah

***

P: Harry nosi kurwa buty na koturnie, uwielbia Shanię Twain, regularnie chodzi do barów gejowskich, prowadza się z gejowskimi kolesiami, jego zainteresowanie "modą" jest aż smieszne - jeśli nadal uważasz, że Harry nie jest gejem to się o ciebie modlę.
O: *Harry, Liam i ja szukamy chuja, który mnie to interesuje*

[po angielsku mówi się "I dont give a fuck" co po polsku tłumaczymy jako "chuj mnie to interesuje". Hannah w oryginale napisała *Harry, Liam and I are searching for some fucks to give* więc starałam się to jakoś oddać, jednak nie wiem czy mi wyszło xD]

P: Uważasz, że Harry jest gejem albo bi ?
O: Bardzo bym chciała, żeby był bi

P: Kto "gra Bo?
O: Astrid Berges-Frisbey :)

_________________________________________________

NO I TO BY BYŁO NA TYLE :D
KOCHAM HANIĘ :)